"Rzenia numer pięć"
Ksišżkę tę podrzucił mi jeden z druhów jako pozycję obowišzkowš, momentami ociekajšcš absurdem, dalekim od tworzenia spiżowych pomników rozprawieniem się z wojennym bagażem dowiadczeń. Autor - w czasie wojny żołnierz armii amerykańskiej - przeżył jako jeniec wojenny alianckie bombardowania Drezna, bombardowania o mocy większej od bomb atomowych zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki. Jak sam przyznał, do napisania ksišżki opisujšcej te przeżycia przymierzał się przez 30 lat, musiał jednak wiele się nauczyć, by móc właciwie podejć do własnych przeżyć. W rezultacie powstała (że się posłużę słowami autora) ksišżka "
krótka i popaprana, bo o masakrze nie sposób powiedzieć nic inteligentnego".
I takš ksišżkš "Rzenia nr 5" w rzeczywistoci jest. Przeplatajš się w niej wštki współczesne ze wojennymi, przeżycia bohaterów ze wspomnieniami autora. Główny bohater - człowiek o bardzo wštpliwym stanie zdrowia psychicznego - dzięki kontaktom z... kosmitami posiadł właciwy stosunek do swoich wojennych przeżyć dzięki zgłębieniu fenomenu poruszania się w czasie, za autor często powraca do historii jednego ze swoich wojennych towarzyszy, również jeńca wojennego ocalałego z masakry, a rozstrzelanego kilka dni przed końcem wojny za... kradzież czajnika w gruzach Drezna. Absurd wojny miesza się z szarš egzystencjš dnia codziennego, tworzšc niepowtarzalnš mieszankę absurdu z realnociš.
Okładka ksišżki informuje, że jest ona lekturš uzupełniajšcš dla klas IV liceum. Nie zetknšłem się z niš w czasie nauki ja, nie słyszałem też, aby została uwzględniona w programie nauczania przez którego ze skarżyskich nauczycieli. Chyba szkoda, chociaż z drugiej strony może to i lepiej, znajšc dziwne podejcie znanych mi uczniów (harcerzy i nie tylko), którzy wytworzyli sobie schmatyczny odruch, iż lektura szkolna ciekawš ksišżkš być nie może.
Pozwolę sobie zacytować fragment ksišżki, który urzekł mnie jako kwintesencja jej antywojennego przesłania. Główny bohater (ten od kosmitów) ni w hotelu film o wojennych bombardowaniach. Nieznane ręce uczyniły jednak co dziwnego z tamš i film zostal puszczony od tyłu. Tak więc:
Amerykańskie samoloty, podziurawione, z rannymi i zabitymi na pokładach startowały tyłem z lotniska w Anglii. Nad Francjš nadleciało na nie tyłem kilka niemieckich myliwców, wysysajšc pociski i odłamki z niektórych bombowców i członków załogi. To samo zrobiły z zestrzelonymi amerykańskimi samolotami na ziemi, ktore wzbiły się w powietrze zajmujšc miejsce w szyku.
Bombowce nadleciały tyłem nad płonšce niemieckie miasto. Tam otworzyły swoje luki bombowe i wysłały jakie cudowne promieniowanie magnetyczne, które stłumiło pożary, zebrało je do stalowych pojemników i wcišgnęło te pojemniki do brzuchów samolotów. Tam zostały one ułożone w równiutkie rzędy. Niemcy na dole mieli swoje własne cudowne urzšdzenia. Były to długie stalowe rury, które wysysały odłamki z ciał ludzi i samolotów. Mimo to nadal było kilku rannych Amerykanów i kilka uszkodzonych bombowców. Dopiero nad Francjš pojawiły się ponownie niemieckie mysliwce i zrobiły porzšdek, tak że wszystko było jak nowe.
Po powrocie bombowców do bazy wyładowano z nich stalowe cylindry i odesłano je z powrotem do Stanów Zjednoczonych Ameryki, gdzie pracujšce dzień i noc fabryki rozmontowywały cylindry, rozdzielajšc ich niebezpiecznš zawartoć na minerały. Szczególnie wzruszało to, że pracę wykonywały prawie same kobiety. Potem minerały rozsyłano do specjalistów w róznych odległych okolicach. Ich zadaniem było ukryć je pod ziemiš w tak sprytny sposób, aby nikomu nie zrobiły krzywdy...
Czyż każda wojna nie powinna być odtwarzana przy pomocy takiego projektora?
Z ksišżki tej jeszcze pozostał mi charakterystyczny cytat, używany odtšd przeze mnie w kontaktach z "wtajemniczonymi". Bardzo często autor opisujšc rozmaite koleje losu swoje bšd swoich bohaterów, niejednokrotnie bardzo tragiczne, podsumowuje je stoickim "zdarza się...". Przydaje się to również w naszych, "lekkich" czasach.
Różne rzeczy w końcu się zdarzajš...
| Tytuł: | Rzenia numer 5 |
| Autor: | Kurt Vonnegut |
Opracował: Rafał