Chory na wyobraźnię
a E F a
Dawno w mieście drwił z niego każdy, a d
pośmiewiskiem był ludziom na co dzień a d
Ot - wariat, chory na wyobraźnię, F C F C
wiecznie w drodze spóźniony przechodzień d E
Dokąd idziesz? Pytali go bliscy, a d
Z tego bracie to trzeba się leczyć a d
A on brał tekturową walizkę F C F C
i wychodził swym obrazom naprzeciw d E
Mówiąc:
Idę tam, gdzie bezmiar błękitów, C G d a
Światłocienie cyprysów przy drodze C G d a
Feerią barw każdy ranek rozkwita F C F C
Chociaż wiem, że do celu nie dojdę d E
a E F a
Gdy malował świat milkł jak zaklęty
kurczył się w skrawek płótna na ramach
A on pieścił je jak pierś kobiety
W siedmiobarwnych tęcz kreskach i plamach
Kiedy skończył wpatrywał się w ciszy
by natchnieniem nasycić snów duszę
A gdy już dał się marszandom wykpić
Pił noc całą, by z brzaskiem wyruszyć
Mówiąc:
Idę tam ...
|
|